środa, 12 grudnia 2012

Hajdarowicz zaszkodził prawicy? Zaraz, zaraz... a może jej pomógł?


Przed aferą trotylową mieliśmy dwa tygodniki prawicowe. Po aferze będziemy mieć cztery.
Trotylowa afera była pięknym przykładem na to, jak piec kilka pieczeni na jednym ogniu. Przez podanie prawdziwej informacji (sic!) pracę straciło kilku dziennikarzy, Jarosław Kaczyński powstrzymał pędzące ku górze poparcie PiS-u, a kilka dni później Uważam Rze przestało istnieć w takiej formie, w jakiej powstało. Prawda, że majstersztyk?

Dzisiaj to, wydawałoby się, perfekcyjne zagranie może paru osobom wyjść bokiem. Do tego czasu prawica miała dwa tygodniki – popularne Uważam Rze i skierowany do niszy Najwyższy Czas. Hajdarowicz rozbijając Urze przyczynił się do tego, że powstała konkrecja ze stroni braci Karnowskich, czyli (dwu)tygodnik wSieci. „Autorzy niepokorni” również nie próżnują i już zapowiadają, że w nowym roku zobaczymy kontynuatora „prawdziwego” Uważam Rze.

A przecież wciąż działa „stare” Uważam Rze, tyle że w zmienionym składzie. Rzecz jasna nie sprawdziły się prognozy niedoinformowanych wróżbitów, sugerujących, że Urze stanie się tubą rządu Tuska. Jan Piński kontynuuje to, co rozpoczął pismem „Wręcz Przeciwnie” i dalej uderza w ludzi premiera aż miło. W składzie ma kilku mniej lub bardziej znanych autorów, a pismo wciąż jest atrakcyjne dla czytelnika.
Tomasz Machała z naTemat martwi się o prawicę, która teraz tworzy kilka pism, zamiast się zjednoczyć. Tymczasem prawicowego czytelnika taka sytuacja powinna tylko cieszyć! Cztery pisma (wliczając w to Ncz!) muszą walczyć o klientów, przygotowując interesujące materiały i zapraszając do współpracy liczących się autorów. „Nowe” Urze ma już Korwin-Mikkego i Zarzecznego, tygodnik Lisickiego mieć będzie Łysiaka i Ziemkiewicza, z kolei Ncz! atakuje Michalkiewicziem, a wSieci jeszcze kimś innym. Pisma podzielą się też pewnie tematyką i sposobem przedstawiania. Wsieci postawi na Smoleńsk i na bezkompromisowe teorie, nowe pismo Lisickiego będzie na pewno bardziej stonowane. Nic tylko kupować i przebierać w tekstach!

Obawiam się tylko, że taka sytuacja nie potrwa zbyt długo. Czy polscy prawicowcy będą chcieli cztery duże pisma co tydzień? O ile wSieci może się utrzymać, tak „nowe” Urze będzie miało utrudnione zadanie. To dobre pismo, ale przejęte przez Pińskiego w trudnych okolicznościach, co może odbić się czkawką, kiedy powróci „stara” ekipa pod nowym szyldem. No, chyba że przez te kilka tygodni Piński i spółka zdołają przekonać do siebie „obrażonych” - ja nowemu naczelnemu zaufałem i nie żałuję tej decyzji.
Ale gdyby wszystkim udało się utrzymać, byłby to przezabawny chichot losu – prawica ma cztery ciekawe tygodniki, Hajdarowicz więcej pieniędzy na koncie, a Tusk dwa razy więcej ciosów od prawicowych dziennikarzy. Czy jeszcze dwa tygodnie temu ktoś by o tym pomyślał?

wtorek, 11 grudnia 2012

Cyrk swoje zrobił, cyrk może odejść


Dobra wiadomość – w „następnym Sejmie” nie będzie Ruchu Palikota. Zła – wciąż będzie Palikot.

Janusz Palikot już ostatecznie machnął ręką na swój „ruch poparcia”. Tylko w ten sposób można wytłumaczyć fakt, że w jego partii wciąż toleruje się takie osoby, jak poseł Biedroń, który występuje w durnych programach telewizyjnych, albo poseł Poznański, który domaga się od Hiszpanów 57 milionów euro, co miałoby być rekompensatą za nieoddanie długu z XVI wieku. Takich „kwiatków” u Palikota jest więcej, bo cechą charakterystyczną posłów tego ruchu jest to, że swojego mózgu używają oszczędnie. I Palikot doskonale o tym wie, co więcej, nie zamierza swoich podopiecznych powstrzymywać. Teoretycznie powinno to dziwić, wszak nawet w PiS-ie wiedza, jak ważny jest wizerunek i od czasu do czasu Kaczyński daje się przekonać do tego, by milczeć. Palikot więc tym bardziej powinien być tego świadomy i bardziej pilnować swoich „postępowców”. Ale z drugiej strony – po co miałby to robić?

Ruch Palikota nie miał prawa dokonać wielkiej światopoglądowej rewolucji, o której tak głośno było przed wyborami. Krzyż w Sejmie wisi jak wisiał, trawka wciąż jest nielegalna, a poseł Biedroń ciągle jest kawalerem, a nie „żoną” tudzież „mężem” w swoim homoseksualnym związku. Ruch Palikota nie zrobił więc nic, o czym obiecywał. A jego elektorat, choć naiwny, dwa razy na te same śpiewki się nie nabierze. Oczywiście wciąż można liczyć na to, że przyszli wyborcy w tej chwili nie interesują się polityką i nie wiedzą o tym, że Palikot nie jest nową postacią w Sejmie i że szanse na to, by wykopać religię z Sejmu są równe zeru, i że światopoglądowa rewolucja to gruszki na wierzbie, a nie realna polityka. Ale nie wiadomo, czy za kilka lat Palikot będzie miał taki sam dostęp do mediów jak przed ostatnimi wyborami – być może Janusz już się znudzi, a może na jego miejsce wskoczy ktoś inny? Mając tak niepewny, zachwiany elektorat jak obecnie mogłoby to oznaczać klęskę Palikota i opuszczenie polityki na stałe.

Dlatego Palikot woli wziąć na celownik bardziej zorganizowany, bo betonowy, elektorat z SLD. Ciężko jest ich nabrać na naiwne hasełka, więc lepiej po prostu... przejąć cały „budynek”, zmieniając tylko szyld. Palikot ma już gdzieś „Ruch Palikota” i pozwala mu się kompromitować, czasami tylko przypominając o sobie w telewizji, kiedy to podrzuci jakiś pomysł na ustawę albo postraszy przed hordą faszystów. To jednak nie jest najistotniejsze, bo za 3 lata „Ruch Palikota” do niczego mu się nie przyda. Trzeba więc jak najszybciej przejąć SLD.

W dosłownym tego słowa znaczeniu nie jest to możliwe. Praktycznie jednak można przejąć polityków SLD, co już się dzieje. Siwiec pewnie dogada się z Palikotem, w efekcie czego powstanie zupełnie nowa partia, będąca mieszanką „Ruchu Palikota” i SLD. Połączy ze sobą „nową jakość” ze starymi hasłami lewicowymi, by zabrać beton Millerowi. Mając „legendy SLD” na pokładzie, być może z Kwaśniewskim na czele, i będąc pozbawionym „cyrku” w postaci Biedronia i reszty nie do końca poważnej ferajny, będzie to zadanie łatwe, bo SLD nie robi nic w tym kierunku, by to powstrzymać.

W efekcie pojawi się nowa-stara lewicowa partia, która w odróżnieniu od „Ruchu Palikota” będzie mogła namieszać po lewej stronie. Nawet jeśli nie uda się jej zdobyć władzy od razu, to będzie to pożądany koalicjant. A to oznaczałoby, że ta lewicowa, już nie tylko gospodarczo, strona zgarnie dla siebie władzę, na tę chwilę jest czarnym scenariuszem.

Polacy niestety mają lewicowe zapędy, więc Palikot, choć wielu może się wydawać, że to niegroźny błazen, jest w stanie w tej polityce namieszać. To chyba jeden z nielicznych polityków, który konsekwentnie realizuje swój plan, świetnie dostosowując się do panujących warunków.