Dobra wiadomość – w „następnym
Sejmie” nie będzie Ruchu Palikota. Zła – wciąż będzie
Palikot.
Janusz Palikot już ostatecznie machnął
ręką na swój „ruch poparcia”. Tylko w ten sposób można
wytłumaczyć fakt, że w jego partii wciąż toleruje się takie
osoby, jak poseł Biedroń, który występuje w durnych programach
telewizyjnych, albo poseł Poznański, który domaga się od
Hiszpanów 57 milionów euro, co miałoby być rekompensatą za
nieoddanie długu z XVI wieku. Takich „kwiatków” u Palikota jest
więcej, bo cechą charakterystyczną posłów tego ruchu jest to, że
swojego mózgu używają oszczędnie. I Palikot doskonale o tym wie,
co więcej, nie zamierza swoich podopiecznych powstrzymywać.
Teoretycznie powinno to dziwić, wszak nawet w PiS-ie wiedza, jak
ważny jest wizerunek i od czasu do czasu Kaczyński daje się
przekonać do tego, by milczeć. Palikot więc tym bardziej powinien
być tego świadomy i bardziej pilnować swoich „postępowców”.
Ale z drugiej strony – po co miałby to robić?
Ruch Palikota nie miał prawa dokonać
wielkiej światopoglądowej rewolucji, o której tak głośno było
przed wyborami. Krzyż w Sejmie wisi jak wisiał, trawka wciąż jest
nielegalna, a poseł Biedroń ciągle jest kawalerem, a nie „żoną”
tudzież „mężem” w swoim homoseksualnym związku. Ruch Palikota
nie zrobił więc nic, o czym obiecywał. A jego elektorat, choć
naiwny, dwa razy na te same śpiewki się nie nabierze. Oczywiście
wciąż można liczyć na to, że przyszli wyborcy w tej chwili nie
interesują się polityką i nie wiedzą o tym, że Palikot nie jest
nową postacią w Sejmie i że szanse na to, by wykopać religię z
Sejmu są równe zeru, i że światopoglądowa rewolucja to gruszki
na wierzbie, a nie realna polityka. Ale nie wiadomo, czy za kilka lat
Palikot będzie miał taki sam dostęp do mediów jak przed ostatnimi
wyborami – być może Janusz już się znudzi, a może na jego
miejsce wskoczy ktoś inny? Mając tak niepewny, zachwiany elektorat
jak obecnie mogłoby to oznaczać klęskę Palikota i opuszczenie
polityki na stałe.
Dlatego Palikot woli wziąć na
celownik bardziej zorganizowany, bo betonowy, elektorat z SLD. Ciężko
jest ich nabrać na naiwne hasełka, więc lepiej po prostu...
przejąć cały „budynek”, zmieniając tylko szyld. Palikot ma
już gdzieś „Ruch Palikota” i pozwala mu się kompromitować,
czasami tylko przypominając o sobie w telewizji, kiedy to podrzuci
jakiś pomysł na ustawę albo postraszy przed hordą faszystów. To
jednak nie jest najistotniejsze, bo za 3 lata „Ruch Palikota” do
niczego mu się nie przyda. Trzeba więc jak najszybciej przejąć
SLD.
W dosłownym tego słowa znaczeniu nie
jest to możliwe. Praktycznie jednak można przejąć polityków SLD,
co już się dzieje. Siwiec pewnie dogada się z Palikotem, w efekcie
czego powstanie zupełnie nowa partia, będąca mieszanką „Ruchu
Palikota” i SLD. Połączy ze sobą „nową jakość” ze starymi
hasłami lewicowymi, by zabrać beton Millerowi. Mając „legendy
SLD” na pokładzie, być może z Kwaśniewskim na czele, i będąc
pozbawionym „cyrku” w postaci Biedronia i reszty nie do końca
poważnej ferajny, będzie to zadanie łatwe, bo SLD nie robi nic w
tym kierunku, by to powstrzymać.
W efekcie pojawi się nowa-stara
lewicowa partia, która w odróżnieniu od „Ruchu Palikota”
będzie mogła namieszać po lewej stronie. Nawet jeśli nie uda się
jej zdobyć władzy od razu, to będzie to pożądany koalicjant. A
to oznaczałoby, że ta lewicowa, już nie tylko gospodarczo, strona
zgarnie dla siebie władzę, na tę chwilę jest czarnym
scenariuszem.
Polacy niestety mają lewicowe zapędy,
więc Palikot, choć wielu może się wydawać, że to niegroźny
błazen, jest w stanie w tej polityce namieszać. To chyba jeden z
nielicznych polityków, który konsekwentnie realizuje swój plan,
świetnie dostosowując się do panujących warunków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz